Nie Rudolf, ale Rudolfina

Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) uznała w 2015 r. renifery za narażone na wyginięcie. Wówczas uważano je za jeden gatunek, choć klasyfikacja zagrożenia różnych podgatunków (a nawet ekotypów) była odmienna. Obecnie nie dla wszystkich podgatunków i ekotypów znamy stopień zagrożenia, ale potrafimy je zidentyfikować. Poza już wspomnianymi należy wymienić sieć dróg przecinającą szlaki migracyjne (z dawnych opisów wyłania się obraz kilkudniowej, nieprzerwanej migracji, zdarzało się, że statki na rzekach miały z tego powodu ponadtygodniowe postoje). Szlaki i pastwiska przecinane są także przez linie energetyczne. Zwykle dla ssaków lądowych to nie problem, ale renifery jako jedyne widzą ultrafiolet. Dzięki temu są w stanie wypatrzeć biało ubarwionego niedźwiedzia polarnego, ale linie przesyłowe w ich oczach świecą, a to wywołuje lęk. Na marginesie – kolor ich oczu ze złotawego latem zmienia się w niebieski zimą, dzięki czemu wzmacnia się widzenie po zmroku, choć kosztem ostrości. Tyle wystarczy, by dostrzec drapieżnika, a to może ocalić życie. Wracając zaś do zagrożeń, pastwiska często znajdują się na terenach wydobywczych, zwierzętom odbierane jest miejsce do życia, a rurociągi przecinają szlaki wędrówek. Problem ten zaostrzył się ostatnio w Ameryce, gdzie na wielkich połaciach wydobywa się gaz łupkowy i ropę.

Kolejną zmorą jest ocieplenie klimatu. W epoce lodowcowej renifery schodziły na niższe szerokości geograficzne. Utrwalili je nasi przodkowie na rysunkach w jaskiniach Hiszpanii i południowej Francji. Wraz z lodowcem podążyły w kierunku północnym, pomieszkując w międzyczasie w… Polsce. Jeżeli lodowce stopnieją, renifery nie będą miały dokąd pójść. Już teraz widać problemy wynikające ze zmian klimatu. W 2019 r. padło z głodu 200 reniferów ze Svalbardu. Niewiele? Liczbowo tak, ale to 10% całej populacji. Zwierzęta nie mogły dostać się do pokarmu pod lodem, który pokrył śnieg, gdy spadł marznący deszcz. Zwykle radzą sobie, rozgrzebując śnieg łopatkami poroża i brzegami kopyt, ale grubej warstwie lodu nie podołały.

Wraz z zanikiem kry niedźwiedzie polarne częściej polują na lądzie. Nadmorskie renifery często schodzą na brzeg, by pożywić się wodorostami. Tam czatują niedźwiedzie, które wcześniej na krze polowały na foki (to problem również dla misiów, dla których mięso renów jest za chude, by mogły w dobrej kondycji przetrwać zimę). Poza tym wraz ze wzrostem temperatury wcześniej rozwijają się rośliny i wcześniej przechodzą cykl życiowy, rozmijając się z terminem porodu u renów. To niedopasowanie skutkuje niższą przeżywalnością cieląt.

Nawet te populacje, które są w dobrej kondycji, jak ta licząca około miliona osobników w azjatyckiej części Rosji, mogą szybko zniknąć. A bez reniferów żaden święty nie dostarczy nam prezentów. Przy okazji warto wyjaśnić pewne nieporozumienie. Otóż w zaprzęgu nie ma żadnego Profesorka, Kometka czy Rudolfa. Jest co najwyżej Rudolfina. Wszystkie renifery Mikołaja to dziewczyny. Chłopaki pod koniec grudnia nie mają poroża, zrzucają je zaraz po jesiennych godach. Samice reniferów, które jako jedyne pośród wszystkich jeleniowatych dam szczycą się porożem, zrzucają je dopiero po wiosennym porodzie. W czasie ciąży odzyskują z ozdoby głowy wapń i wykorzystują do wytworzenia potomstwa.


Całość w TYGODNIKU Przegląd z 27 grudnia 2022 r.