Sezon polowań na inżyniera

Nim przejdę do rzeczy, pragnę się z Wami przywitać. Począwszy od tego artykułu, będę starał się regularnie pisać do „Nowych Peryferii” o polskiej przyrodzie i problemach związanych z jej ochroną. Będę próbował przybliżyć Wam zwierzęta, bo wierzę, że jeśli je polubicie, będziecie mieli dla nich więcej serca, a więc także dla ich ochrony. Nie zawsze będę opisywał gatunki zagrożone, czasem będę wręcz opowiadał o zwierzętach pospolitych, a przynajmniej dalekich (obecnie) od zagrożenia, jak bohater dzisiejszego odcinka. Chociaż w jego przypadku zagrożenie powraca, niczym bumerang.

Szyszko, który bobrom zaszkodzi

Z początkiem października na stronach Regionalnych Dyrektorów Ochrony Środowiska w 13 województwach pojawiły się informacje o konsultacjach społecznych dotyczących projektu odstrzału bobrów. Na owe konsultacje organizacjom społecznym i naukowcom dano 5-7 dni (zwyczajowo jest to 21, taki termin dał jedynie kielecki RDOŚ), a w niektórych województwach nawet 4, w tym 2 wolne od pracy! Większość osób zajmujących się ochroną przyrody nie dowiedziałaby się o konsultacjach, gdyby nie alarm Klubu Przyrodników (choć nawet po nim czasu na reakcję było za mało). Ale czy jest się o co awanturować? Przecież od dawna dochodzą nas głosy o kłopotach z bobrami, a ochrona gatunkowa dopuszcza odstrzał osobników wyrządzających szkody; przepisy dotyczące zwierząt chronionych w ramach unijnego systemu Natura 2000 też zezwalają na taką praktykę.

Poszukajmy diabła w szczegółach. Szacunki mówią, że szkody wyrządza 3% bobrzych rodzin. Dlaczego szacunki? Ponieważ nikt nie wie, ile w Polsce jest bobrów. W raporcie dla Komisji Europejskiej z 2013 r. zadeklarowaliśmy, że mamy 36-41 tys. osobników. Te szacunki wydają się prawdopodobne. W ubiegłym roku na zlecenie Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska przeprowadzono inwentaryzację, która wykazała 31,5 tys. bobrów, ale to nieistotne, bo chwilę później i tak poprawiono liczbę na 100 tys. Niezła sumka, prawda? W jaki sposób uzyskano ten wynik? Przyjęto założenie, że wszystkie potencjalne siedliska bobrów są przez nie zajęte. Liczbę 100 tys. podaje też GUS, czerpiący wiedzę z ankiet rozesłanych do leśników i myśliwych. Niestety, wspomniane źródła informacji zwykle nie są wiarygodne: wszak żadna z tych grup nie prowadzi stosownych badań. A teraz wisienka na torcie: ile bobrów chcą odstrzelić minister Szyszko i jego podwładni? 25 313 w ciągu najbliższych trzech lat, czyli ok. 65% populacji.

Pozwolę sobie do tej wisienki dodać nieco lukru. Jak wspomniałem, do bobrów można strzelać, jeśli dany osobnik wywołuje poważne szkody. Niestety, liczbę bobrów do odstrzału w poszczególnych powiatach ustalono bez powiązania jej ze skalą sprawianych problemów. Szkody i wytypowanie sprawców mają dopiero ustalić myśliwi (tu wyjątkiem okazał się łódzki RDOŚ). W województwach podlaskim, wielkopolskim, dolnośląskim, świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim planuje się odstrzał nawet na obszarach Natura 2000, powołanych m.in. w celu ochrony bobrów. Nie przeprowadzono analizy, jak wpłynie on na inne chronione gatunki, dla których bobry często tworzą dogodne siedliska. Założono ponadto, że masowy odstrzał nie wpłynie na stan ochrony budowniczych żeremi, co jest przesłanką do stwierdzenia, że jest ona prowadzona w sposób niewłaściwy. A pomyśleć, że akurat w dziedzinie szkód wyrządzanych przez bobry opracowano cały asortyment środków zaradczych, właściwie na każdą ewentualność.

Adres i miejsce zamieszkania

Na pytanie, gdzie mieszka bóbr, każdy przedszkolak odpowie, że w żeremiu. To prawda, choć tylko po części. Bobry zasiedlają doliny rzeczne, jeziora, kanały, bagna i niewielkie cieki. Zazwyczaj mieszkają w norze, do której wejście znajduje się pod wodą. Nora ma zwykle 10 m długości, choć w miejscu używanym przez kolejne pokolenia może być bardziej rozbudowana. W średniowieczu bobry zaliczano do ryb, dzięki czemu mogły być jedzone w czasie postu, przynajmniej przez szlachetnie i zamożnie urodzonych. W rzeczywistości, jak chyba wszystkim wiadomo, są ssakami i oddychają powietrzem atmosferycznym. Dlatego budują kominy wentylacyjne, które doprowadzają powietrze do nory. Taki komin może spłatać nie lada figla. Ongiś liczyłem ptaki zimujące na Pilicy, dróżka była przysypana śniegiem, do kostek. W pewnym momencie wpadłem w dziurę do połowy uda. Na szczęście nie złamałem nogi, bo biorąc pod uwagę szanse na samodzielne wydostanie się z pułapki i doczłapanie do najbliższej wsi lub przypadkowe spotkanie z jakimś dwunożnym, pewnie dziś nie pisałbym o bobrach…

A co z żeremiami? Kiedy brzeg jest na tyle płaski, że nie da się w nim wykopać nory, bobry wznoszą „sztuczną” norę z drewna, mułu, żwiru, mchu i kamieni (w polskich warunkach kamieni jest oczywiście kupa). Żeremie ma kształt stożka, ściany grubości ok. 0,5 m, wewnątrz znajdują się korytarz, przedsionek i komora mieszkalna. Wejście jest pod wodą, a na wierzchołku znajduje się komin wentylacyjny. Bobrza rodzina nieustannie dokonuje napraw i przeróbek domostwa, czemu zwykle towarzyszy rozbudowa, więc z biegiem lat żeremie może dojść do 8 m wysokości i 20 m średnicy.

Hydrotechnik

Każdy przedszkolak wie również, że bobry budują tamy, a bardziej rezolutni dodadzą, że także kanały. Te umiejętności sprawiły, że bobry nazwano hydrotechnikami (choć patrząc na efekty prac ludzi uprawiających ten zawód dochodzę do wniosku, że na miejscu największych europejskich gryzoni bym się obraził). Zwykle myślimy, że bóbr ścina drzewo tak, by wpadło do wody, a potem dokłada kilka gałązek i po sprawie. Nic bardziej mylnego, bobrza budowla to prawdziwe dzieło inżynierii. Najpierw powstaje wał z mułu, piasku czy innego materiału. W wał wbijane są gałęzie, zgodnie z kierunkiem przepływu wody lub pionowo. Następnie bobry przeplatają gałęzie poziomo. Do budowy używają wszystkiego, do czego mają dostęp. Z zasady jest to materiał zbliżony do tego, z jakiego wznoszą żeremia, ale np. w górach zdarzają się tamy zbudowane niemal wyłącznie z kamieni, z kolei w miejscach często odwiedzanych przez ludzi trafiają się budowle z desek, złomu, butelek plastykowych i wszystkiego, co „gubimy” nad wodą. Bobrze tamy są szczelne i ciągle naprawiane. W miejscach stromych, o szybkim spływie wody, powstają systemy kaskad. W 2000 r. leśnicy z Beskidu Niskiego znaleźli system tam na długości 1,2 km, o wysokości od kilkunastu cm do ponad 1,5 m. Bobry potrafią wznosić kilkumetrowe tamy, długie na kilkaset metrów. Przy pracy dzielą się zadaniami: jeden ścina drzewo (przy czym siedzi podpierając się ogonem, aby nie męczyć się staniem), inny tnie gałęzie, kolejny transportuje, a jeszcze inny buduje tamę.

A co jeśli ciek jest płytki, a spadek terenu niewielki? Wówczas bobry budują kanały, którymi mogą się poruszać, bowiem na lądzie nie czują się dobrze i rzadko oddalają się dalej niż 20 m od wody. Długość kanałów może dochodzić do kilkuset metrów, szerokość do kilku (choć zwykle mają metr), a ich głębokość to ok. 50 cm. Takie kanały powstają najczęściej na bagnach, ale nie tylko. W ubiegłym roku niedaleko Bagna Pulwy, które obecnie stanowi system łąk i pastwisk, znalazłem zniszczone żeremie (wcześniej melioranci używali tam koparek) na jednym z kanałów odwadniających. Było ono umieszczone w trudno dostępnym, podtopionym miejscu, otoczonym przez kilkanaście mniejszych kanałów wykopanych przez te sprytne zwierzęta. Wspiąłem się na resztki budowli, by wyjrzeć ponad trzciny i zorientować się w okolicy. Wówczas poczułem, że ktoś mi się przygląda. Spojrzałem pod nogi i zobaczyłem bobra, wyglądającego przez otwór zrujnowanego domostwa. Obaj mieliśmy dość głupie miny, jak to przy zdziwieniu. Prawdopodobnie melioranci przepłoszyli zwierzęta, a ja trafiłem na moment ich powrotu do domu, nim jeszcze rozpoczęły odbudowę. Budowniczowie kanałów tworzą je też w miejscach, gdzie rzeka ma zakole. „Prostują” wówczas rzekę, by skrócić sobie transport żywności czy materiałów do budowy. Przy powyższych tworach inżynierii wybudowanie schodów w stromym brzegu jest fraszką.

Orzeł czy reszka?

Niewiele zwierząt potrafi przekształcać środowisko dla swoich potrzeb, do wyjątków należą bobry i ludzie. Zdarza się, że tamy utrzymywane są przez kolejne pokolenia tych gryzoni w jednym miejscu przez setki lat. Niektórzy naukowcy są zdania, że 200 lat temu rozpoczęła się kolejna epoka geologiczna – antropocen, nazwana tak z uwagi na ogromny i trwały ślad, jaki człowiek odciska na otoczeniu. Nowa epoka charakteryzuje się gwałtowną urbanizacją, zanieczyszczeniem środowiska, szybkim wyczerpywaniem się zasobów paliw kopalnych, powstających w naturalny sposób przez miliony lat, a także gigantyczną emisją gazów cieplarnianych. Bobry też bywają oskarżane o niszczenie środowiska, w końcu ścinają drzewa (czemu można zaradzić ogradzając je drucianą siatką, wysoką na ok. pół metra). Ale no właśnie, jest kilka „ale”. Bobrze przekształcenia sprzyjają wzrostowi biomasy, a zwierzęta te zjadają tyle, ile dzięki ich działalności przybywa (tu przypominają się modne terminy: gospodarka zeroemisyjna, rozwój zrównoważony itp.). Nie tylko ścinają drzewa, ale czasem też zatapiają całe połacie lasu, ale jednocześnie zwiększają jego produktywność w innym miejscu. Zatapiają łąki, ale zwiększają zbiory z nich w latach suchych (a tych ostatnio coraz więcej, hydrolodzy mówią o wieloletniej suszy). Zresztą tej szkodzie też łatwo zapobiec, przeprowadzając w dnie tamy rurę kanalizacyjną – to jedyna awaria, której bobry nie potrafią naprawić, rozebraną tamę szybko odbudują. Budując tamy, wydłużają czas spływu wody, co sprzyja jej samooczyszczaniu, spłaszczają falę powodziową i stabilizują poziom wód gruntowych. Ponadto siedliska tworzone przez bobry sprzyjają obecności wielu innych gatunków, w tym rzadkich, od łosia, przez dzięcioły (korzystające z zamierających dzięki bobrom drzew) i wydry, po żurawie, czaple czy bociany czarne. No i dzięki nim nie trzeba wydawać masy pieniędzy na tzw. małą retencję. Działalność człowieka i bobra to dwie różne strony monety, zwanej przekształcaniem środowiska dla własnych potrzeb.

Rodzina na 1500+

Bobry prowadzą wybitnie rodzinny styl życia. Tradycyjna bobrza rodzina składa się z rodziców, tegorocznych maluchów – zwykle dwójki, choć zdarzają się i jedynacy, i sześcioraczki – oraz o rok starszego rodzeństwa, które pomaga w opiece nad najmłodszymi oraz we wszelkich pracach domowych i gospodarskich (wychowanie do życia wa rodzinie). Taka struktura rodzinna sprawia, że przeciętna bobrza rodzina powinna otrzymywać 1500 zł miesięcznie, a przynajmniej stać się symbolem programu 500+. W pierwszym, najbardziej wrażliwym okresie życia, oseski nigdy nie zostają same, zawsze pilnuje ich matka lub rodzeństwo. Po dwóch miesiącach młode przestawiają się z matczynego mleka na pokarm dla dorosłych. Wbrew powszechnym wyobrażeniom bobry nie jedzą drewna, a jedynie podkorze, młodą korę i pędy, ale tylko od jesieni do wiosny, kiedy nie ma innego pokarmu. Kiedy na wiosnę odbiją rośliny zielne, bobry porzucają ciężkostrawną, zimową dietę i jedzą miękkie rośliny, np. pędy trzciny czy pałki wodnej. Ogółem w bobrzym menu znajduje się ponad 200 gatunków roślin zielnych i 100 drzewiastych. Jak na smakoszy przystało, nasze gryzonie lubią warzywa, więc jeśli w pobliżu są uprawy buraków cukrowych, marchwi czy innych smakołyków, chętnie z nich korzystają. Łatwo temu zaradzić, ustawiając pastucha elektrycznego. Jest to spory wydatek, który powinien być rekompensowany z Narodowego czy Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska. Powinien, ale nie jest, a szkoda.

Bobry na wegetariańskie łowy ruszają najczęściej nocą. To jedna z przyczyn, dla których ciężko je obserwować. Większość moich spotkań z tym zwierzęciem miała miejsce po zachodzie słońca. Zimą nawet po zmroku ciężko spotkać bobry, zwłaszcza kiedy wody skuje lód, ponieważ korzystają z podwodnych spiżarni, które przygotowały jesienią.

Wprawdzie bobry nie posiadają wielu naturalnych wrogów, jednak zawsze mają się na baczności. Nim wyjdą na ląd, jeden z członków rodziny płynąc patroluje brzeg, wypatrując niebezpieczeństwa. Kiedy tylko dostrzegą coś niepokojącego, alarmują bliskich uderzeniem ogona o wodę. Jest to też sygnał dla drapieżnika, że został zauważony i bobrza przekąska przeszła mu koło nosa. O ostrożności tych zwierząt miałem okazję przekonać się, kiedy kilka lat temu znalazłem w Borach Tucholskich pokaźną tamę i z kolegą wybraliśmy się na nocne obserwacje. Godzinę przed zachodem słońca usiedliśmy na wzniesieniu, tuż nad wodą, i czekaliśmy w ciszy. Mniej więcej godzinę po zmroku doszliśmy do wniosku, że bobry w magiczny sposób nas wyczuły i tej nocy nam się nie ukażą. Gdy wstaliśmy, okazało się, że to nie magia, po prostu siedzieliśmy na kominie wentylacyjnym i zwierzęta wywąchały towarzystwo. Zaskoczony na lądzie i pozbawiony możliwości ucieczki, bóbr głośno fuka i atakuje wroga pokaźnymi siekaczami. Gdy jest mocno zestresowany, łzawi, skąd powiedzenie „płacze jak bóbr”.

Czysty jak bóbr

W tak krótkim artykule ciężko uwzględnić wszystkie niezwykłości dotyczące bobrów, niemniej ich portret byłby szczególnie niepełny bez opisu przystosowań i zachowań toaletowych tych zwierząt. Bóbr po wyjściu z wody siada na podwiniętym lub skierowanym w bok ogonie i przednimi łapkami wyczesuje brzuch, by przejść do przedramion i nasady ogona. Czynność ta wygląda jak masowanie. Następnie pazurem pierwszego palca oczyszcza okolice oczu i kąciki warg, prychając przy tym w łapki. Resztę futerka wyczesuje drugim palcem tylnej łapki, którego pazur jest rozdwojony, a więc specjalnie przystosowany do tej czynności. Na koniec delikatnie przygryza futerko. Członkowie rodziny pomagają sobie wzajemnie w tych czynnościach, wzmacniając więzy rodzinne.

Pod specjalną ochroną

Bóbr był pierwszym zwierzęciem chronionym w Polsce. Około 1000 r. Bolesław Chrobry wprowadził zakaz polowania na naszego bohatera i ustanowił urząd bobrowniczego, który miał dbać o bobry i pilnować królewskich zakazów. Władcą kierowała nie miłość czy troska o przetrwanie tych zwierząt (tak motywowane działania pojawią się dopiero za Zygmunta Starego w stosunku do tura, co było pierwszym aktem świadomej ochrony ginącego gatunku, ale to już temat na inną opowieść), lecz wzgląd na ich znaczenie gospodarcze – bobrze skóry pełniły funkcje waluty, m.in. płacono w nich kary i podatki. Bobry były więc czymś na kształt królewskiej mennicy, a polowanie na nie było monopolem władców.

Mimo królewskich zakazów od XIII w. populacja bobra szybko się zmniejszała. Działo się tak nie tylko za sprawą „bicia monety” (zresztą w tym czasie w coraz powszechniejszym użyciu były normalne pieniądze). Z bobra ludzie mieli wiele pożytków. Wspominałem już, że był daniem postnym i niezwykle ceniono smak jego ogona, tzw. plusku. Futro bobrze, niezwykle gęste i ciepłe, było jednym z najbardziej cenionych, a czapki z niego nosili najzamożniejsi; był to też jeden z ważniejszych produktów eksportowych. Innym niezwykle cennym produktem był strój bobrowy, czyli wydzielina skórna tych zwierząt. Z upolowanych osobników wycinano i suszono gruczoł ją produkujący. Strój był bardzo ceniony w rzemiośle i przemyśle perfumeryjnym, spożywczym oraz w tradycyjnej medycynie. W tej ostatniej używano też tłuszczu bobrowego, stosowanego na wszelkie dolegliwości, a przede wszystkim na trudno gojące się rany. Ta ostatnia właściwość została utrwalona przez Sienkiewicza w „Krzyżakach”.

Nasi przodkowie musieli zdawać sobie sprawę z zaniku bobrów, bowiem od 1529 r. kolejne Statuty Litewskie brały te zwierzęta pod ochronę, by podlegały zrównoważonej gospodarce. Zakazywały one niszczenia bobrzych tam i domostw, a także orania pól i łąk oraz wycinki drzew w odległości mniejszej niż rzut kijem od tamy lub żeremia. Choć na owe czasy były to przepisy nowoczesne, to jednak nie wprowadzały żadnej kontroli nad pozyskaniem tych ssaków. Zapisy III Statutu Litewskiego na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego obowiązywały aż do 1840 r. i zostały zniesione w ramach represji po powstaniu listopadowym. Co ciekawe: Statuty, biorąc pod ochronę kilkanaście gatunków zwierząt, jednocześnie wzmacniały pańszczyznę, a więc zmniejszały poziom ochrony znacznej części ludzkich mieszkańców Rzeczpospolitej.

Do początku XX w. bóbr europejski wyginął niemal na całym kontynencie, a po II wojnie światowej jego liczebność wynosiła zaledwie ok. 1200 osobników, głównie na terytorium ZSRR. Polska była wówczas drugim najbardziej „bobrzym” krajem Europy, z populacją liczącą ok. 130 zwierząt. W tej sytuacji dwaj naukowcy i pionierzy nowoczesnej ochrony przyrody rozpoczęli reintrodukcję (przesiedlanie gatunku w miejsca, w których wyginął) bobrów z Suwalszczyzny (tylko tam przetrwały na naszym terytorium) w inne rejony. Pierwszym z bobrzych bohaterów był prof. Mieczysław Czaja, drugim prof. August Dehnel.

Pierwsze próby reintrodukcji nie były zbyt udane, ale dzięki nim w kolejnych podejściach udawało się uniknąć błędów. Zaowocowało to założeniem Doświadczalnej Fermy Bobrów PAN w Popielinie, a następnie przywróceniem gatunku na całym obszarze Polski, skąd podjął on ekspansję na inne państwa Europy. Uczciwość nakazuje przyznać, że naszym bobrom pomogły działania ochronne prowadzone w Związku Radzieckim, a i w innych krajach nie zasypiano gruszek w popiele. Niemniej jednak był to duży sukces polskiej ochrony przyrody, którym warto by się chwalić, gdyby nie… aktualne plany resortu środowiska.

Od Redakcji: Gorąco polecamy facebookową stronę Kultura i Natura, na której autor niniejszego tekstu opowiada o swojej ciekawej działalności i informuje o prowadzonych przez siebie wycieczkach przyrodniczych.

Zdjęcie: Wikipedia